Ruch drogowy w Turcji, czyli lawirowanie w miejskiej dżungli

11 czerwca 2019

Ruch drogowy w Turcji – w tym stwierdzeniu zawiera się wszystko. Z jednej strony podziw dla każdego, kto stawi czoła temu ulicznemu labiryntowi, z drugiej – przerażenie, bo jak tak można do diaska jeździć? Sygnalizacja świetlna, znaki i przepisy ruchu drogowego – wszystko to jest, a jakże. Jednak każdy, kto choć raz wypełznął na tamtejsze ulice, mógłby chyba podać te stwierdzenia w wątpliwość. Przechodnie prą na czerwonym świetle (i najczęściej nie na pasach, a zaraz obok nich), znaki jakie są każdy widzi, przepisy respektuje się jedynie w teorii, a nad tym wszystkim górują wszechobecne klaksony.

„Tu każdy jeździ jak chce, dacie radę”

Kilka tygodni temu, gdy planowałam swoją podróż do Turcji, padł pomysł wynajęcia samochodu i zwiedzania okolicy na własną rękę. Biorąc pod uwagę, że mi z samochodem jest absolutnie nie po drodze, a moja towarzyszka podróży jeździ – owszem – ale po jednej utartej trasie i to najczęściej pod czujnym okiem doświadczonego kierowcy, pojawiły się pewne obawy. Zasięgnęłyśmy więc rady u Polki mieszkającej od kilku lat w Turcji. W odpowiedzi na wszelkie nasze wątpliwości usłyszałyśmy tylko: „Spoko, tu każdy jeździ jak chce, dacie radę”. I choć o tureckich kierowcach można mówić wiele, dla mnie są absolutnymi mistrzami w swoim fachu. Dlaczego? Bo lawirować w tureckiej, miejskiej dżungli nie każdy potrafi. Ale od początku…

Ograniczenie prędkości, czyli turecka fantazja

Pomysł na tekst o ruchu drogowym w Turcji nie przyszedł znikąd. Nieszczególnie leży on też w obszarze moich zainteresowań. Jednak podczas mojej majowej wizyty w Turcji zauważyłam coś, co nie pozwoliło mi przejść obok tego tematu obojętnie. Co to takiego? Ograniczenie prędkości. I bynajmniej nie mam tutaj na myśli ograniczenia do 50 km/h w terenie zabudowanym, 90 km/h w terenie niezabudowanym, czy 120 km/h na autostradzie. Takie limity nie robią większego wrażenia. To zrobił na mnie jednak pewien znak, który widziałam pierwszy raz w swoim życiu. Stał dumnie na trasie z Antalyi do Kemer. Ostrzegał kierowców o dopuszczalnym limicie prędkości wynoszącym – UWAGA! – 82 km/h. Tak! Słownie: osiemdziesiąt dwa. Ach! Zawsze wiedziałam, że Turcy mają fantazję.

Ale jeśli już o ograniczeniach mowa… Turcy ustanowili swój własny kodeks drogowy. Zawierają się w nim przepisy, których sumiennie przestrzegają i takie, które po prostu istnieją, ale mało kto przywiązuje do nich jakąkolwiek wagę. Jeżdżą szybko, ale jedno co trzeba im przyznać – przestrzegają prędkości. Przepisy w tej kwestii także bywają bezlitosne. Przekroczenie dozwolonej prędkości o 3 km/h wiąże się z mandatem w wysokości 100 TR. Zatem nie warto szaleć…

Klakson niczym dźwięk narodowy

Klakson w Turcji – to dźwięk niemal tak dobrze znany jak Ezan. Dla mnie stał się już nieodłącznym elementem miejskiego krajobrazu. I o ile w Polsce zwracam uwagę na każde „trąbnięcie”, bo niezmiennie wyprowadza mnie z równowagi, tak w Turcji po prostu jest. Mało tego – zwracam na nie uwagę dopiero wtedy, gdy na tureckiej ulicy zapada cisza. Po prostu czegoś mi wówczas brak (ale to się raczej nie zdarza). Trąbienie w Turcji – raz oznacza złość i zniecierpliwienie kierowcy, innym razem jest najradośniejszym pozdrowieniem innego uczestnika ruchu drogowego. Stało się swego rodzaju sposobem komunikacji pomiędzy zmotoryzowanymi. Czasem nie oznacza kompletnie nic. Jest, bo bez niego ruch uliczny nie byłby tym samym.

Kierunkowskaz, czyli taki element wyposażenia auta

…bo być musi. Choć gdyby go nie było, chyba żaden Turek nie odczułby jego braku. Kierunkowskazów się po prostu nie używa. Każdy turecki kierowca wychodzi z założenia, że doskonale wie dokąd jedzie, a innym ta wiedzie nie jest niezbędna. Są jednak pewne wyjątki… polegają one na tym, że pewny siebie kierowca sygnalizuje za pomocą kierunkowskazu skręt w lewo, a jedzie oczywiście w prawo. Lub na odwrót. Ot, taka zmyłka. Do tego dołóżmy jeszcze tylko skręcanie w lewo czy w prawo z dowolnego pasa. W ostatniej chwili. Bez ostrzeżenia, naturalnie.

Turcja samochodem, czyli co warto wiedzieć

Zwiedzanie Turcji samochodem, na własną rękę, może dostarczyć sporo emocji. Jak już wiemy, Turcji jeżdżą dość brawurowo i charakteryzują się elastycznym – delikatnie mówiąc – podejściem do przepisów ruchu drogowego. To, co pozytywnie nas zaskoczy, to z pewnością stan tureckich dróg. W porównaniu do naszych polskich, tamtejszym nie powinniśmy mieć zbyt wiele do zarzucenia. Przepisy drogowe nie różnią się też zbytnio od tych, znanych nam z europejskiego podwórka. Do wymaganego wyposażenia samochodu zalicza się apteczkę pierwszej pomocy, gaśnicę oraz trójkąt. A konkretniej dwa trójkąty ostrzegawcze – w przypadku awarii jeden ustawiany jest z przodu pojazdu, a drugi z tyłu. Jazda z włączonymi światłami mijania obowiązkowa jest jedynie w nocy, a w ciągu dnia tylko w przypadku złych warunków atmosferycznych. To, o czym warto wspomnieć na koniec – polski kierowca wybierający się w samochodową podróż do Turcji, jest zobowiązany posiadać dodatkowy certyfikat ubezpieczenia OC, tzw. Zieloną Kartę. I najważniejsze – dopuszczalne stężenie alkoholu we krwi kierowcy wynosi 0,5 promila.

Wynajem samochodu w Turcji

Chcąc pojeździć po Turcji samochodem, nie musimy oczywiście targać drewna do lasu. Samochód możemy wynająć na miejscu. Praktycznie w każdym większym mieście, bez problemu znajdziemy wypożyczalnie samochodów, a cały proces wynajmu nie będzie zbyt skomplikowany. Należy jednak unikać takich wypożyczalni, które nie są zarejestrowane, a często nie mają nawet swojej własnej siedziby. W kwestii uprawnień –  zgodnie z informacjami Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Ankarze, Polacy przebywający na terytorium Turcji mogą kierować samochodami na tureckich i zagranicznych tablicach rejestracyjnych, odpowiadających kategorii posiadanych przez nich polskich praw jazdy. Co najważniejsze – jeśli jest się turystą, polskie prawo jazdy zachowuje ważność na terenie kraju i nie ma wymogu wymiany go na tureckie. Od tej reguły jest jednak pewien wyjątek – Polacy mieszkający w Turcji, pracujący tam lub studiujący, podczas prowadzenia samochodu, powinni mieć przy sobie tłumaczenie polskiego prawa jazdy potwierdzone przez miejscowego notariusza lub urząd konsularny RP. Jeśli w planach mamy jednak pobyt stały, najlepszym rozwiązaniem będzie wyrobienie sobie tureckiego prawa jazdy. A wszystko to bez dodatkowych egzaminów.

Anna Rychlewicz

Scroll to Top